Jak bogaciło się akwarium
Jak bogaciło się akwarium
trust and control trust and control
4971
BLOG

Z WARTĄ było warto, czyli jak Kulczyk et consortes zmieniali wartę w WARCIE

trust and control trust and control Polityka Obserwuj notkę 22

Zanim miliony Polaków uczestniczących w Programie Powszechnej Prywatyzacji (PPP) odebrało po jednym świadectwie NFI, wyznaczeni przez niewidzialną rękę (czyjąś, bo z pewnością nie wolnego rynku!), genioosze biznesu III RP in statu nascendi uczestniczyli w „Elitarnym Programie Prywatyzacji” (EPP). Przykładem jego draństwa jest "prywatyzacja" TUiR WARTA S.A., której beneficjentem był m.in. Jan Kulczyk.  Zacytowany poniżej artykuł pt.: „Bingoimage Jana Kulczyka i UOP”, opublikowany w Gazecie Polskiej w kwietniu 2008 r. ujawnia, iżw 1994 r. Skarb Państwa (reprezentowany przez Ministra Finansów), w podejrzanych okolicznościach, z niezrozumiałych ekonomicznie względów,    p o d a r o w a ł  grupie kompletnych ignorantów w branży ubezpieczeniowej (jakimi byli wtedy zwykli dilerzy samochodowi: Volkswagena, Alfa Romeo, Opla i Forda) znaczące pakiety akcji TUiR WARTA S.A. (warte wiele milionów dolarów) tuż przed debiutem giełdowym tej spółki!

Zwracam uwagę, iż w dniu 7.03.1994 r. średni kurs USD/PLN wynosił 2,20 , przypominając jednocześnie, że zanim w 1994 r. Skarb Państwa podarował Janowi Kulczykowi akcje TUiR WARTA S.A. (warte miliony dolarów!), ten „mag biznesu”, w 1993 r. kupił Browary Wielkopolskie „Lech” za … 20.000.000 PLN (czyli za ok. 10 mln USD). To ważna informacja, wziąwszy pod uwagę, iż wartość 1.300.000 darmowych akcji serii B TUiR Warta S.A. podarowanych dotychczasowym akcjonariuszom, w tym, J.Kulczykowi (akcjonariuszem został kilka miesięcy wcześniej), opłaconych z zysku netto TUiR Warta S.A. za 1993 r., wg. ceny emisyjnej akcji serii C w trakcie oferty publicznej (która miała miejsce zaledwie pół roku później) wynosiła 104.000.000 PLN (ówcześnie, czyli 21 lat temu!) – czyli ponad 5 razy tyle, co cena, jaką J.Kulczyk zapłacił za Browary Wielkopolskie… Te informacje dowodzą, jak drogie prezenty od Skarbu Państwa budowały fortunę Jana Kulczyka, Jerzego Staraka, Krzysztofa Komornickiego i innych „artystów biznesu” III RP, pardon, raczej mafijnego (PO)twora.

Nie każdy jednak cieszył się takimi szczególnymi względami u Ministra Finansów (czy Ministra Przekształceń Własnościowych) i dlatego tych, którzy ich nie mieli, oligarchowie III RP (i usłużni funkcjonariusze medialni) mogą teraz śmiało określać mianem "nieudaczników", którzy sami nic nie osiągnęli (z lenistwa, niewiedzy, etc.), a których stać obecnie jedynie na żałosną zazdrość tym, którzy będąc geniooszami biznesu, doskonale odnaleźli się w realiach czerwonego kapitalizmu, czyli tzw. transformacji ustrojowej, będącej efektem magdalenkowych ustaleń ;-) Jestem przekonany, że gen. Kiszczak, któremu nie jest dana łaska niewiedzy o prawdziwej naturze tejże pierwotnej akumulacji kapitału, ma niezły ubaw czytając, słuchając i oglądając - w tzw. mediach mainstreamowych - obecne istne „legendowanie legend” dla tych, których umysły sformatowano tak skutecznie, iż obecnie są wręcz fenotypicznie pozbawieni zdolności samodzielnego myślenia ...

 

„Kilkadziesiąt milionów dolarów zarobili na ubezpieczycielach „Warty” jej prywatni akcjonariusze, m.in. dilerzy samochodowi: Jan Kulczyk - volkswagen, Krzysztof  Komornicki - opel, Paweł Obrębski – ford, Jerzy Starak – alfa romeo. W 1994 roku rada nadzorcza „Warty” sprezentowała im z zysku spółki 1,3 mln akcji. Pół roku później odbyła się publiczna emisja akcji spółki, których cena, jak ustaliła rada, była ośmiokrotnie wyższa. W kilka miesięcy samochodziarze pomnożyli ośmiokrotnie wartość swych akcji. Operację zwaną „Zielone bingoimage” uknuli oficerowie UOP za czasów gen. Czempińskiego.

 

W marcu 1994 r. rada nadzorcza „Warty” przeznaczyła 130 mld starych zł z dywidendy - zysku spółki netto za 1993 r. na opłacenie emisji 1,3 mln akcji serii B „Warty” dla dotychczasowych akcjonariuszy. Cenę emisyjną tych akcji ustalono na  100 tys. zł. (starych) za każdą akcję. We wrześniu, po ogłoszeniu publicznej emisji akcji „Warty”, rada nadzorcza spółki ustaliła cenę za jedną akcję serii D już na 800 tys. zł.

- Kulczyk, Komornicki, Starak i Obrębski mieli wówczas zainwestowane w akcje Towarzystwa Ubezpieczeń i Reasekuracji „Warta” S.A. po kilka milionów dolarów każdy. Dzięki tej operacji wartość ich majątków pomnożyła się do kilkunastu, a nawet kilkudziesięciu milionów dolarów. To pozwoliło im wejść do „superligi” biznesmenów i inwestorów kapitałowych.Agenci służb i m.in. samochodziarze kupując akcje „Warty” na preferencyjnych warunkach zarobili kosztem zwykłych obywateli fortuny i nikt ich dotąd nie rozliczył – mówi nasz informator, ekspert giełdowyimage.

 

Akta ściśle tajne

Według niego prawdopodobne jest, że niektórzy prywatni akcjonariusze „Warty” mogli być „słupami” UOP. Akcjonariusze ci nie mieli wtedy jeszcze takiej wiedzy, aby wymyśleć mechanizm wykorzystania rynku kapitałowego do szybkiego pomnożenia pieniędzy. Służby specjalne znały te mechanizmy. Mogły wykorzystać „Wartę”, bo w zarządzie i radzie nadzorczej Towarzystwa były osoby, których nazwiska znajdują się w IPN na listach pracowników i tajnych współpracowników służb.

Jak pisał 30 czerwca ub. roku „Nasz Dziennik”, komisja śledcza do spraw bankowości za czasów rządów PiS zamierzała złożyć w  prokuraturze zawiadomienie, że ówczesny lider SdPl., Marek Borowski, jako minister finansów do lutego 1994 roku, mógł wiedzieć o planowanej przez UOP nielegalnej operacji o kryptonimie „Zielone Bingoimage”. Posłowie komisji śledczej zamierzali też przesłuchać w tej sprawie byłego szefa UOP, gen. Gromosława Czempińskiego.

Operację „Zielone bingoimage” wymyślono rzekomo po to, aby sprawdzić podatność giełdyimagena manipulacje kursem akcji. W rzeczywistości UOP i grupa oficerów tych służb chcielizarobićimage na manipulacji akcjami. Zgromadzono, według naszych informacji, ok. 13 mld starych złotych (w tym 3,5 mld pochodziło z funduszu operacyjnego UOP) i kupiono za nie akcje „Warty” oraz Banku Śląskiego.Do dziś akta tej operacji, w której konsultantem UOP miał być Grzegorz Żemek zamieszany w aferę FOZZ, opatrzone są klauzulą „tajne”.

Gen. Czempiński, po zakończeniu służby w UOP został wspólnikiem Jana Kulczyka w firmie Mobitel-Active, która oferowała satelitarne systemy zabezpieczenia aut przed kradzieżą. Generał miał swoje biuro w budynku Kulczyka przy ul. Kruczej w Warszawie. Gromosław Czempiński doradzał też, jak podawały media, dr Kulczykowi „w sprawach ekonomicznych”, między innymi w trakcie prywatyzacji Telekomunikacji Polskiej S.A. i grupy spółek energetycznych G-8.

Według informacji „GP” informacje na temat „Zielonego binga” znajdują się wściśle tajnych dokumentach sejmowej Komisji ds. Służb Specjalnych z 1996 r.

Generał Czempiński w rozmowie z „GP” nie potwierdza, że UOP zorganizował tę operację. Ale sprawa „Zielonego bingoimage nie jest byłemu szefowi UOP nieznana.

- Nazwa „Zielone bingoimage” wzięła się stąd, że prof. Konieczny chciał sprowadzić do Polski grę hazardową o takiej nazwie, chyba ze Szwecji. Osobiście nie miałem nic wspólnego z „Wartą”. A Żemek kręcił się koło nas, albo my koło niego, ale w związku z FOZZ, a nie „Wartą” – mówi „GP” gen. Gromosław Czempiński. Na pytanie: czy to zbieg okoliczności, że potem został wspólnikiem Jana Kulczyka, generał mówi: - Wtedy, w okresie emisji akcji „Warty”, chyba jeszcze Kulczyka nie znałem.

 

Śledztwo umorzono

W PRL władze podzieliły rynek ubezpieczeń: PZU miało ubezpieczać Polaków w kraju, „Warta” - za granicą. U schyłku komunizmu „Wartę” przekształcono w spółkę skarbu państwa (minister finansów reprezentujący skarb państwa posiadał większościowy pakiet) i kilkunastu firm państwowych (m.in. LOT,  PLO, PŻB oraz central handlu zagranicznego) i zezwolono jej na działalność ubezpieczeniową w kraju.

W 1991 r. prezesem „Warty” został Andrzej Wojtyński, wieloletni pracownik towarzystwa. To od Wojtyńskiego, jak wypowiadał się Jan Kulczyk, wyszła inicjatywa, by pakiety akcji Warty kupili główni importerzy samochodów, którzy stali się jednymi z pierwszych prywatnych akcjonariuszy „Warty”. Sposób jej prywatyzacji skrytykowała NIK. Zdaniem izby na nowych akcjonariuszy wybrano firmy, o których nie było wiadomo, czy i skąd mają pieniądzeimage. NIK zwróciła się nawet do prokuratury o wszczęcie śledztwa w tej sprawie. Śledztwo wszczęto, ale w 1999 roku umorzono w atmosferze politycznego skandalu.
 

Skok na akcje

Na początku 1994 roku rada nadzorcza „Warty” zdecydowała, by z dywidendy (zysku netto) za 1993 rok opłacić specjalną emisję akcji dla dotychczasowych akcjonariuszy. Zgodnie z uchwałą walnego zgromadzenia z 7 marca 1994 r. wyemitowano 1,3 mln akcji serii B „Warty” o wartości 100 000 zł (starych) każda.

- Łącznie „Warta” wydała 130 miliardów starych złotych na sprezentowanie akcji dotychczasowym akcjonariuszom. Przyznano je proporcjonalnie do posiadanych przez nich akcji serii A., które nabyli przystępując do TUiR „Warta” – mówi ekspert GIEŁDOWYhttp://cdncache-a.akamaihd.net/items/it/img/arrow-10x10.png. - Cena emisyjna akcji serii B nie była w jakikolwiek sposób szacowana, ani uzasadniana względami ekonomicznymi. Zapewne chodziło o osiągnięcie maksymalnego przebicia pomiędzy ich ceną a ceną emisyjną akcji serii D - dodaje.

O publicznej  ofercie od 700.000 do 1.000.000 akcji serii D rada nadzorcza „Warty” zdecydowała 30 marca 1994 r. Potem zmieniła termin na 21 lipca 1994 r. Dlaczego? Być może uznano, że okres trzech tygodni, dzielący bezpłatną emisję akcji dla m.in. samochodziarzy i publiczną ofertę to zbyt grubymi nićmi szyty „przekręt”.

13 września 1994 r. rada nadzorcza „Warty” ustaliła minimalną cenę emisyjną na 800 000 zł. za każdą akcję. Przebicie na akcjach serii B było zatem aż ośmiokrotne.
- Biorąc pod uwagę bardzo krótki odstęp czasu (pół roku) pomiędzy emisjami akcji serii B i D, pogarszającą się koniunkturę giełdową  (wiosną 1994 r., po premierze giełdowej akcji Banku Śląskiego, nastąpił krachGIEŁDOWYhttp://cdncache-a.akamaihd.net/items/it/img/arrow-10x10.png) oraz efekt „rozwodnienia” zysków z akcji „Warty” z  uwagi na emisję akcji serii B, tak duże przebicie nie było nieuzasadnione ani względami ekonomicznymi, ani rynkowymi - mówi ekspert giełdowy.

 

„Warta” straciła, zyskali dealerzy

Samochodziarze zostali akcjonariuszami „Warty” w 1993 r., w czasie, gdy przewodniczącym rady nadzorczej Towarzystwa był Wojciech Kostrzewa, ówczesny prezes PBR S.A., późniejszy prezes BREBANKhttp://cdncache-a.akamaihd.net/items/it/img/arrow-10x10.png S.A., którego członkiem rady nadzorczej był m.in. gen. Czempiński, Jan Kulczyk i Sławomir Wiatr. Przed emisją publiczną akcji Kostrzewę  na stanowisku przewodniczącego zastąpił Andrzej Podsiadło. W czasie emisji akcji pracował też w „Warcie” obecny szef doradców premiera Tuska, Michał Boni. Według naszego informatora, uczestniczył w przegotowaniu prospektu emisyjnego akcji. Michał Boni temu zaprzecza.

- W roku 1994 byłem zatrudniony na stanowisku dyrektora Departamentu Marketingu w TUiR „Warta”, ale nie byłem członkiem ani Zarządu, ani Rady Nadzorczej firmy. W związku z tym nie brałem udziału w podejmowaniu żadnych decyzji dotyczących emisji akcji TUiR „Warta” – mówi „GP” szef doradców premiera Tuska.

- PBR był doradcą finansowym przy wprowadzaniu na giełdę „Warty”. Niestety, nie zastrzegł sobie uprawnienia, by rekomendować cenę emisyjną akcji „Warty” – mówi nasz ekspert.

Dziwne, że skarb państwa reprezentowany przez ministra finansów Henryka Chmielaka, który wówczas przez krótki czas piastował ten urząd, wyraził zgodę na przeznaczenie pieniędzy z zysku „Warty” na sprezentowanie akcji dla akcjonariuszy, wiedząc, że za kilka miesięcy odbędzie się publiczna emisja i akcje „Warty” będą notowane na giełdzie. Czy ma z tym związek fakt, że przed publiczną ofertą Andrzeja Wojtyńskiego na stanowisku prezesa „Warty” zastąpił właśnie Henryk Chmielak?

- Było pewne, że cena emisyjna akcji w ofercie publicznej będzie znacząco wyższa. Nie mogła tego nie wiedzieć ani rada nadzorcza „Warty”, ani Ministerstwo Finansów.Gdyby nie emisja 1,3 mln akcji serii B, atrakcyjność oferty publicznej byłaby dużo większa. Kapitał akcyjny „Warty” składałby się wówczas z mniejszej liczby akcji, zatem zysk netto przypadający na każdą z nich byłby dużo większy. Prawdopodobnie wówczas udałoby się pozyskać więcej kapitału dla „Warty” dzięki sprzedaży maksymalnej ilości akcji serii D, tj. 1 000 000 akcji, nie zaś jak to miało miejsce faktycznie, ilości minimalnej, 700 000. Rada nadzorcza pod przewodnictwem Andrzeja Podsiadło określiła cenę emisyjną akcji serii D (na 800 000 zł) na zbyt wygórowanym poziomie, co potwierdziły rezultaty publicznej oferty - część akcji nie znalazła nabywców i aby emisja doszła do skutku musieli je obejmować gwaranci, m.in. PBR S.A., PKO BP i PBI S.A. – mówi nasz informator.

„Warta” pozyskała mniej kapitału, ale za to samochodziarze zarobili więcej. A jeśli doliczyć do tego wzrost ich zdolności kredytowej na przeprowadzanie kolejnych transakcji kapitałowych, rzeczywista wartość tego prezentu była jak na tamte czasy wprost gigantyczna.

- To była zaplanowana operacja służb, a jej ofiarami padli ci inwestorzy, którzy kupili akcje TUiR „Warta” S.A. w trakcie oferty publicznej (a więc także banki państwowe, które gwarantowały emisję akcji serii D) ponieważ kurs akcji „Warty” po jej debiucie giełdowym spadł poniżej ceny emisyjnej. Operacja UOP była więc bardzo niekorzystna dla Polaków inwestujących na giełdzie, nieświadomych, iż mogą być przedmiotem w nielegalnej operacji finansowej służb specjalnych – twierdzi nasz informator.”

 

 

Uzupełnieniem może być lektura notki: http://karioka.salon24.pl/661044,specbankier-legenduje-legende-jana-kulczyka

 

 

Polska potrzebuje fighterów, a nie frajerów.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka